wtorek, 17 czerwca 2014

ROZDZIAŁ SZÓSTY

      Poświata wczesnego brzasku wnikała do pokoi, zwiastując pierwszy od jakiegoś czasu słoneczny dzień.  Firanka wirowała czarownie pod wpływem delikatnych podmuchów wiatru. Ireen obserwowała ten widok przez całą bezsenną noc. Przetarła twarz dłońmi i głośno westchnęła. Głowa bolała ją coraz bardziej z każdą nieprzespaną minutą. Usiadła na łóżku. Spojrzała w stronę Nadii - również nie spała, ale sprawiała wrażenie zdecydowanie bardziej wypoczętej niż ona. Wyczuła, że jest obserwowana. Uniosła się na łokciach.
- Co się stało? - zapytała cicho.
- Nic, wszystko w porządku.
  Ireen nie spodziewała się z  jej strony takie troski, szczególnie po nocnym incydencie. Nadia usiadła po turecku i wyczekująco na nią popatrzyła. Nie mogła uciec przed jej wzrokiem. Szczególnie teraz, gdy cała sytuacja wymknęła jej się z rąk. Czuła, że robi się jej duszno, choć okno było otwarte i wpadało przez nie chłodnawe, poranne powietrze.
- Wiesz, jak to jest, kiedy kogoś kochasz, ale wiesz, że on nigdy nie będzie twój, bo jest przeznaczony komu innemu? - zapytała. Nie liczyła, że Nadia jej pomoże. Nie miała na to szans.
     Siedziała nieruchomo, rozmyślając na słowami Ireen. Co miały oznaczać? Nie wiedziała, Wust była niezrozumiała jak jeszcze nigdy. Coś ukrywała, bardzo ostrożnie omijała jakąś ważną kwestię.
- Nie, chyba nie. Ja nawet nie wiem, jak to jest kochać - powiedziała po namyśle.
- To nieprawda - Ireen zaprotestowała. Wstała i podeszła do Rosjanki - Na pewno wiesz, jak to jest. Jesteś dobra, na pewno umiesz kochać.
 Każde kolejne słowo bolało coraz bardziej, z trudem przechodziło przez ściśnięte gardło. Przytuliła ją, niby po przyjacielsku, ale to było jedne znieczulenie od cierpienia fizycznej tęsknoty. Mimowolnie wbiła paznokcie w przedramię Nadii. Ona nawet nie drgnęła. Była gotowa przyjąć część cierpienia Ireen na siebie, gdyby tylko mogło jej to pomóc.
Ale nie wiedziała jednej, najważniejszej rzeczy.
To chyba dobrze.
***
     Trener nie miał litości. Co prawda wziął pod uwagę wydarzenia poprzedniego wieczoru, ale wobec niesubordynacji Ireen nie mógł przejść obojętnie. Na początku był trochę rozzłoszczony i zawiedziony, ale pod dłuższej rozmowie - jakiej nie odbywał z nią od dawna - zrozumiał, że Ireen przechodzi chwilowo trudniejszy czas w życiu. Pozwolił, by skończyła wcześniej niż wszyscy trening, i zniknęła w iście angielski sposób.
       Koen przyszedł do niej zaraz po skończonym treningu. Płakała. Poczuł, jak żal ściska mu serce; nie cierpiał widoku zapłakanej przyjaciółki. Uklęknął przy niej i chwycił jej dłoń.
- Koen, co ja zrobiłam?
   Podniósł na nią wzrok. Już gdzieś widział ten obłęd w oczach.
Nadieżda.
    Potrząsnął głową, myśląc, że to nie ma nic ze sobą wspólnego. A przynajmniej chciał w to wierzyć.
- Co się stało? - zapytał ostrożnie. Ireen mogła zareagować w zupełnie nieprzewidywalny sposób. Kilka ciężkich łez spłynęło po policzkach Holenderki.
Słowa prawdy uwięzły jej w gardle.
To nie było tak, że z tym nie walczyła. Broniła się przed tym całą sobą; wmawiała sobie, że to tylko chwilowy impuls, mały kryzys. Przecież była szczęśliwa, a do przeszłości nie chciała wracać. Oddzieliła ją od chwil obecnych, stanu, kiedy miała w zasadzie wszystko.
- Ja... ja ją kocham.
   Sposób, w jaki to wypowiedziała, zmroził go. Zupełna beznamiętność. Kochała ją. Tą kruchutką, śliczną Rosjankę. Bardzo konserwatywną Rosjankę. To nie miało prawa skończyć się dobrze.
- Kochasz ją? - wyszeptał bezsilnie. Ireen załkała żałośnie.
- Nie chciałam, naprawdę nie chciałam... nie chcę zniszczyć jej życia... - powtarzała te słowa jak mantrę. Koen wstał i nerwowo przechadzał się po pokoju. Był całkowicie zagubiony, sytuacja wymknęła się spod kontroli, sprawy zaszły za daleko. Nie było żadnego dobrego wyboru w zaistniałej sytuacji - jakakolwiek decyzja spowoduje cierpienie. Wziął głęboki oddech i przeczesał palcami włosy. Po dłuższymi milczeniu wreszcie się odezwał:
- Ona nie może się o tym dowiedzieć.
        Gdyby tylko wiedzieli... wszystkie słowa wisiałby w powietrzu jako niewypowiedziane i być może nikt o niczym by nie wiedział. Gdyby tylko wiedzieli, że Nadia stała za drzwiami, tknięta przeczuciem, że nie powinna tam wchodzić.
Cały jej świat, powoli odbudowywany, znów się rozsypał jak domek z kart. Osunęła się po drzwiach. Nie miało już dla niej znaczenia, jak to może wyglądać. Bała się. Ogarnęła ją dobrze znana histeria. Znów rozpętało się piekło w jej głowie, powolna, ale skuteczna, nieuchronna destrukcja.
    Zamknęła oczy. Czas zwolnił, a może wręcz przyspieszył - nie czuła nic. Znów była zawieszona gdzieś pomiędzy. Wszystko tak jakby działo się poza nią. Sprawiała wrażenie upiornie milczącej, szczególnie w mniemaniu zaskoczonego Svena. Nie wiedział nic, nie odpowiedziała mu na żadne z wielu pytań. Milczała.
    Mogła przecież do tego nie dopuścić, a jednocześnie nie mogła zrobić nic. Ona tylko była tylko skrytą sobą.
***
     Noce i dni zlewały się w całość, prawie ich nie rozróżniała. Zawładnął nią strach, niezrozumiała panika. Bała się tego uczucia, bała się, że ją skrzywdzi, bała się reakcji innych, bała się Ireen. Wychowali ją inaczej, nie powinna pochwalać takich decyzji, ale nie potrafiła jej potępić, nie umiała źle o niej pomyśleć. Była rozdarta między szczerą przyjaźnią, jaką ją darzyła i strachem przed nienaturalnym uczuciem.
    Musiała udawać, że o niczym nie wie. Tworzyła jednoosobowy spektakl iluzji i pozorów. Ale nie umiała już patrzeć w oczy, Ireen była dla niej zupełnie kimś innym. Zakazanym i bliskim.
 Na początku nie przyjmowała tego do wiadomości. Nie wierzyła w to, że Wust zakochała się w niej. Dopiero z upływem kilku długich dni zauważyła drobne gesty, które zdradzały Ireen. Ona też grała, choć znając prawdę, łatwiej jej było wszystko rozszyfrować.
***
     Przegrywała tą walkę z uczuciem. Przepadała każdego dnia, coraz bardziej. Jedno spojrzenie w lodowate, błękitne tęczówki Nadii burzyło całą jej pewność siebie, burzyło ją. Poczucie winy było coraz większe, wyrzuty sumienia osaczały ją, ilekroć widziała Rosjankę. Nie chciała jej skrzywdzić. Była zbyt dobra. Za bardzo ją kochała.
      Pewnego ranka obudziła się z poczuciem, że nie jest już wielką mistrzynią. Czuła się słaba i bezradna, jak chyba nigdy.
Nie wytrzymała.
***
     Przeczuwał, że Nadia coś wie. Zachowywała się podejrzanie, uciekała wzrokiem, nie chciała rozmawiać, każde słowo o Ireen wywoływało na jej twarzy festiwal emocji, których nie udało się jej ukryć.
     Chciał z nią porozmawiać. Wierzył, że dzięki temu czegoś się dowie. Ale unikała go, zdecydowanie więcej czasu spędzała z Kramerem, który też o niczym nie wiedział. I tak miało pozostać.
Trochę go to drażniło. Sven był od niego o kilka lat starszy i może wydawał się doroślejszy, doświadczony, ale nie czuł się w żadnym wypadku od niego gorszy. Po prostu ogarniała go niezdrowa zazdrość na widok zatroskanego o Nadię Kramera.
    Udało mu się na chwilę ją zatrzymać, aby móc z nią porozmawiać. Nie wyglądała na zadowoloną, ale ostatecznie się zgodziła. Zrobiła się zbyt nerwowa. To było niewskazane.
- Nadia... - zaczął, ale szybko urwał. Drzwi z hukiem się otworzył, i gotów był wyrzucić owego kogoś z pokoju, dopóki nie zobaczył przerażająco bladych braci Mulder. Nadia zacisnęła palce w pięści. Znała ten widok. Widok złych posłańców, ale wmawiała sobie, że to tylko jej wymysł, że wariuje z nerwów.
Nadaremnie. Odebrano jej i to; nadzieję, że to, co dzieje się przed nią, to tylko deja vu. 
- Ireen... Ireen wyskoczyła z okna.
  Nadieżda zachwiała się i osunęła wprost w ramiona osłupiałego Koena.

       Cisza. Wszystko ogarnęła cisza. Wybawienie i potępienie. Te gry miały mieć inny koniec, spektakl powinien skończyć się inaczej. Wszystko miało być inaczej.
___________________________________________________________
Co mogę powiedzieć? Pisanie tego rozdziału po prostu bolało. I wciąż nie wiem, czy ja dobrze robię.
Trzymajcie się.

2 komentarze:

  1. Dobra, po kolei. Bo pojechałaś teraz po bandzie.
    W zasadzie powinnam nadrabiać blogi w miarę po kolei, a nie zaczynać od najnowszych wpisów, ale w przypadku tego opowiadania to się nigdy nie udaje. Każdą rozmowę Nadii z Ireen czytam w pełnym napięciu, bo kto wie, jak to się może dalej potoczyć. No i się potoczyło. Źle. Bardzo źle.
    Wiesz, czego teraz słucham? Ordinary Love.
    "And we cannot reach any higher if we can't deal with ordinary love"
    Patrz, jak pasuje. Coś w tym jest. Ale ta miłość Ireen nie jest taka 'zwykła', powiedzmy to sobie szczerze.
    Nie wiem, jak masz zamiar to wszystko rozwinąć, ale widzę, że wysoko podniosłaś sobie poprzeczkę. Ja czekam niecierpliwie na kontynuację.
    buziak! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! Ja... co?! Aż nie mogę poskładać myśli po przeczytaniu końcówki tego rozdziału.
    W poprzednim (który oczywiście musiałam nadrabiać, jak zwykle :/) dowiedzieliśmy się o uczuciu jakim Ireen darzy Rosjankę, co szczerze powiedziawszy przeczuwałam od kilku rozdziałów, ale nie chciałam tego pisać, bo nie byłam pewna czy również o to w tym chodzi. A jednak. Oczywiście w międzyczasie poajwiał się Sven i Koen, ale to, że Wust wyskoczy przez okno przebiło wszystko inne i wszystkich!
    Tak jak i asik nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów!

    OdpowiedzUsuń