Dopiero teraz przekonała się, co oznaczał pierwszy, zagraniczny kontrakt z TVM. Różnica była nie do opisania. Za to mogła przyznać otwarcie na początku: skończył się Dzień Dziecka. Zaczęła się ciężka, mozolna praca, i choć wizja świetnej, bogatej kariery była kusząca, nieraz miała ochotę się poddać, szczególnie po uświadomieniu sobie, ile dzieli ją od Ireen czy od kogokolwiek innego z grupy.
Choć większym dyshonorem byłoby odpuścić, mając do udowodnienia tak wiele sobie i innym. Że już się podniosła z kolan, że już jest dobrze.
Westchnęła ciężko i odgarnęła kilka krótkich kosmyków z twarzy, które wyplątały się z warkocza. Mówili jej, że wyładniała, że wygląda coraz lepiej. Sama nie zauważyła żadnej szczególnej zmiany. Czuła się mniej więcej jednakowo. Znalazła coś w rodzaju stabilizacji w swoim życiu. Choć wiedziała, że nie będzie tak, jak kiedyś. Zmieniła się.
Miała zupełnie dość niemieckiej stolicy. Pogoda ją dobijała, szczególnie, że była wychowana w nadmorskim klimacie. Marzyła o choć odrobinie ciepłego wiatru i słońca, które zapewne teraz otulało rosyjski nadmorski kurort. Pewnie dłużej zagłębiałaby się w niezdrowe rozmyślania i tęsknoty za rodzinnym miastem, gdyby nie urywek rozmowy Svena i któregoś z braci Mulderów, których nigdy nie mogła odróżnić.
Ożywiła się i skupiła na kilku usłyszanych słowach. Impreza? Bal charytatywny? Miała szczerą nadzieję, że tylko się przesłyszała.Nie chciał nigdzie iść, tym bardziej na żadne spotkanie. Nie w obecnym stanie jej łokci i kolan.
Odpięła ochraniacze i zmieni la rolki na firmowe buty sponsora. Chciała mieć krótką chwilę spokoju, żeby odpocząć.
Nawet nie zauważyła, jak pojawił się obok niej Sven. Wyczuła, że jest nieco zestresowany. Popatrzyła na niego łagodnie, wyczekująco, aż w końcu ośmielił się zacząć rozmowę.
- Nadia, mam prośbę - zaczął - Zechcesz... zechcesz mi potowarzyszyć na tej dzisiejszej imprezie? - zapytał trochę nieśmiało. Westchnęła ciężko i spuściła głowę. Nie miała ochoty na taką zabawę, ale nie chciała go zawieść. Milczała przez dłuższą chwilę, analizując wszystkie za i przeciw. Kramer powoli tracił nadzieję, ale wreszcie zdecydowała się mu odpowiedzieć:
- Zgadzam się.
I uśmiechnęła się słabo, by choć w małym stopniu wyglądać na przekonaną do tego pomysłu.
***
Stanęła naprzeciwko lustra i uważnie przyjrzała się sobie. Nadal miała delikatną, dziewczęcą sylwetkę, ciężkie treningi na razie jej nie zmieniły.
Nie wiedziała, czy Svenowi spodoba się jej stylizacja. Nie wiedziała w ogóle, czy to ma jakikolwiek sens. Ale skoro się zgodziła, to musiała dopełnić obietnicy. Uśmiechnęła się smutno, apatycznie i założyła żakiet. Chwilę potem usłyszała pukanie do drzwi.
Maskarady nadszedł czas.
Muzyka, jakby ukojenie dla Nadii, wcale nie była hałaśliwa, Sven idealnie wyczuł jej nastrój i starał się nie narzucać. I wodził tylko czasem za nią zachwyconymi spojrzeniami, podobnie jak Verweij, który wyrzucał sobie, że to nie ją poprosił o towarzyszenie na tym wątpliwym spotkaniu. Ale zaraz potem widział Ireen i dochodził do wniosku, że nie mógłby jej tego zrobić. Czegokolwiek by nie czuł do Nadii, Ireen musiała być ważniejsza. Znał ją dłużej i wiedział chyba o wszystkich tajemnicach, a Nadieżda wciąż była dla niego zagadką, owianą nadzwyczajnym urokiem i zadziwiającą niedotykalnością.
Obie szybko poweselały i Koen nie był pewien, czy to skutek szampana, czy ich wzajemna bliska relacja. Nadia zaufała Ireen nad wyraz szybko, nie spodziewał się, że tak szybko mogą stać się sobie bliskie. Szczególnie po tym, jaki strach wobec obcych widział w niej podczas ich pierwszego spotkania. Przyzwyczaił się śpiewnego, rosyjskiego akcentu Nadii, nie przeszkadzał mu wcale, a nawet teraz chciałby, żeby częściej mu tak śpiewała.
Pokręcił głową z myślą, że tak łatwo się do niej przywiązał, a przecież ona była nieuchwytna. Raz była tu, drugi raz tam, sercem cały czas w Soczi, a nieraz zamykała się w sobie i milczała. Nie powinien był tego robić.
Odwrócił się i już stracił ją z pola widzenia. Wust stała sama, głęboko zamyślona, z lekkim uśmiechem na ustach. Zupełnie nieobecna, pochłonięta własnymi rozmyślaniami. Zauważył, że zrobiła się inna. Zachowywała się inaczej niż do tej pory, przybierała różne maski i była sobą na zmianę. Zmieniła się.
Nie wiedziała, czy Svenowi spodoba się jej stylizacja. Nie wiedziała w ogóle, czy to ma jakikolwiek sens. Ale skoro się zgodziła, to musiała dopełnić obietnicy. Uśmiechnęła się smutno, apatycznie i założyła żakiet. Chwilę potem usłyszała pukanie do drzwi.
Maskarady nadszedł czas.
Muzyka, jakby ukojenie dla Nadii, wcale nie była hałaśliwa, Sven idealnie wyczuł jej nastrój i starał się nie narzucać. I wodził tylko czasem za nią zachwyconymi spojrzeniami, podobnie jak Verweij, który wyrzucał sobie, że to nie ją poprosił o towarzyszenie na tym wątpliwym spotkaniu. Ale zaraz potem widział Ireen i dochodził do wniosku, że nie mógłby jej tego zrobić. Czegokolwiek by nie czuł do Nadii, Ireen musiała być ważniejsza. Znał ją dłużej i wiedział chyba o wszystkich tajemnicach, a Nadieżda wciąż była dla niego zagadką, owianą nadzwyczajnym urokiem i zadziwiającą niedotykalnością.
Obie szybko poweselały i Koen nie był pewien, czy to skutek szampana, czy ich wzajemna bliska relacja. Nadia zaufała Ireen nad wyraz szybko, nie spodziewał się, że tak szybko mogą stać się sobie bliskie. Szczególnie po tym, jaki strach wobec obcych widział w niej podczas ich pierwszego spotkania. Przyzwyczaił się śpiewnego, rosyjskiego akcentu Nadii, nie przeszkadzał mu wcale, a nawet teraz chciałby, żeby częściej mu tak śpiewała.
Pokręcił głową z myślą, że tak łatwo się do niej przywiązał, a przecież ona była nieuchwytna. Raz była tu, drugi raz tam, sercem cały czas w Soczi, a nieraz zamykała się w sobie i milczała. Nie powinien był tego robić.
Odwrócił się i już stracił ją z pola widzenia. Wust stała sama, głęboko zamyślona, z lekkim uśmiechem na ustach. Zupełnie nieobecna, pochłonięta własnymi rozmyślaniami. Zauważył, że zrobiła się inna. Zachowywała się inaczej niż do tej pory, przybierała różne maski i była sobą na zmianę. Zmieniła się.
***
Sven bez trudu ją znalazł, samotną na zewnątrz. Zdjął swoją marynarkę i okrył jej wątłe ramiona. Nawet nie zaprotestowała, odetchnęła głębiej i już miała mu podziękować, ale uprzedził ją, mówiąc, że nie ma za co. Niepewnie chwycił jej dłoń, zadrżała, przestraszona jego dotykiem.
Nie myślała, że tak łatwo mu się podda, że pozwoli mu być kimś, kogo jeszcze nie miała przy sobie. Godziła się, żeby był blisko niej, by odkrywał je tajemnice.
- Chodź.
Nie zawahała się, poszła za nim, nawet przez chwilę nie puszczając jego dłoni. Nie wiedziała, co tak naprawdę wokół niej się dzieje. Wszystko przypominało obrazki jak z kalejdoskopu, rzeczywistość mieszała się ze wspomnieniami, które zadawały nowy ból. Cały Berlin mienił się oszałamiającym mirażem świateł.
***
Dopiero gdy zatrzasnęła za nimi drzwi hotelowego pokoju, dotarło do niej, co zrobiła. Całą dwuznaczność sytuacji, ich nagłe, nieuprzedzone zniknięcie, wszelkie teorie, które mogli wysnuć inni... mnóstwo nieskładnych myśli otoczyło ją i otrzeźwiło z nierealnego snu na jawie. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała na Svena przerażonym spojrzeniem. Położył rękę na jej ramieniu.
- Jak długo będziesz udawać, że wszystko jest w porządku?
Wypuściła ze świstem powietrze z płuc. To było zbyt trudne pytanie, słowa więzły jej w gardle, choć mogłaby mówić godzinami. Pokręciła bezradnie głową.
- A masz szampana? Nie opowiem tego na trzeźwo - szepnęła, spuszczając nisko głowę, jakby symbolizując swój upadek moralny. A raczej coś, co kiedyś by nim było, teraz zobojętniała.
Zaskoczyła go. Nie spodziewał się takiej prośby. Zawahał się, to nie był dobry pomysł. Ale i zrozumiał, jak wiele musiała wycierpieć, by nie móc o tym normalnie opowiadać.
Chęć usłyszenia jej historii była silniejsza od zdrowego rozsądku. Wyciągnął z dużej torby pojedynczą butelkę szampana.
- Nie boisz się, że jutro mogą mieć do ciebie pretensje? - zapytał ostrożnie. Prychnęła.
- Skądże. Jestem ich wrażliwą księżniczką, na którą muszą uważać, żeby się nie załamała psychicznie, bo znów przestanie trenować. A przecież nie po to wkładali cały swój wysiłek, żeby go zmarnować - powiedziała. Z każdym powoli wypowiadanym słowem jej głos załamywał się coraz bardziej, aż po policzkach potoczyły się pierwsze, ciężkie łzy.
Milczał. Szokowała go każdym słowem, które było walką między rozumem i ciałem, rozsądkiem i uczuciami.
- Opowiedz mi całą historię - poprosił. Znów ujął jej drobną dłoń w swoje duże i powoli ją rozgrzewał. Był impulsywny, w innej sytuacji pewnie by tego żałował, ale nie teraz. Chciał ją zapewnić, ze nie jest sama, że jest jeszcze on.
Najgorzej było zacząć. Pierwsze zdania nie składały się na żadną logiczną całość i nieraz miała ochotę poddać się, ale jego wyczekujący wzrok zmuszał ją do kontynuacji opowieści.
Na początku nie rozumiał, w czym problem. Miała normalne życie konserwatywnej Rosjanki, wielkiej nadziei panczenów Sbornej, z dwoma wspaniałymi przyjaciółmi u boku. Nie spodziewał się, że może tak nagle stracić najukochańszego towarzysza, bez żadnego sygnału, szansy odwiedzenia go od tego pomysłu. Przez jakie psychiczne piekło przeszła, stojąc na granicy szaleństwa, w pogrążającej otchłani bezradności. I zrozumiał, skąd smutek w jej oczach.
Setki myśli nieustannie krążyło w jego głowie. Długo milczał, wszystkie słowa wydawały mu się zbędne wobec nowego cierpienia, które ja ogarnęło. Wstała z kanapy. Obserwował, jak chwiejnie stawia kroki na niebotycznie wysokich szpilkach, jak ciężko oddycha, jak wyjmuje spinki z koka i jej włosy opadają kaskadą na plecy.
Chciał jej dotknąć, zamknąć w swoich ramionach, lekko pocałować, ale nie mógł. Była jakby niedotykalna, przeznaczona innemu, i tylko błagał w duchu, żeby ten ktoś dobrze się nią zaopiekował.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś - powiedziała cicho. Stanęła naprzeciwko niego i bez trudu dostrzegł, jaka ulga ją ogarnęła. Skinął lekko głową.
- Ja ciągle jestem, pamiętaj - przypomniał, uśmiechając się lekko. Wyminęła go i znów popatrzyła na niego przepraszająco.
- Muszę już iść.
Wstał i bez słowa ją odprowadził pod drzwi jej pokoju. Dochodziła trzecia i Ireen zdążyła już wrócić. Przytulił ją na pożegnanie i wrócił do swojego pokoju.
Ireen zmierzyła ją uważnym wzrokiem.
- Gdzie byłaś? - zapytała. Nadia popatrzyła na nią, zaskoczona, słysząc w jej głosie rodzaj pretensji.
- U Svena - odpowiedziała i szybko zdjęła niewygodną sukienkę. Zmieniła ją na luźną koszulkę i nawet przez moment nie popatrzyła w stronę Ireen. Zdziwiło ją zachowanie Wust. Rzuciła się na łóżko, tępo wpatrując się w sufit. Czuła się wykończona ilością wrażeń jednego dnia i jednocześnie oczyszczona. Przymknęła oczy z nieznaczną ulgą. Zasnęła.
Za to Ireen nie mogła spać. Chwilowy widok Nadii i Svena niewytłumaczalnie ja drażnił, powodował, ze czuła się o nią zazdrosna.
Ostrożnie przykryła ją kocem. Przypadkiem musnęła je policzek. Z gardła Holenderki wyrwał się szloch. Gładziła ją lekko po włosach, z poczuciem rosnącej niesprawiedliwości. Nadia zasługiwała na normalne, spokojne życie. Patrzyła na niczego nieświadome dziecko, i płakała nad sobą i nad nią, zupełnie bezbronną istotą.
_____________________________________________________
Chyba najdłuższy rozdział w mojej blogowej karierze.
Chyba najdłuższy rozdział w mojej blogowej karierze.
Trzymajcie się.
Cóż mogę powiedzieć? Wszystko się klaruje, choć przeszłość Nadii jeszcze przez jakiś czas zapewne będzie owiana jakąś tajemnicą. Ale co do Ireen - no cóż, będzie kiepsko. Nadia nie jest świadoma tego, co się dzieje i raczej jeszcze długo nie będzie. A jak się już dowie - no ja sobie tego zupełnie nie wyobrażam.
OdpowiedzUsuńSven jest kochany :) Absolutnie kochany. I trochę mi go szkoda, nie da się ukryć.
buziak :*