niedziela, 1 czerwca 2014

ROZDZIAŁ CZWARTY

     Rozejrzała się uważnie wokół siebie. Lotnisko w Amsterdamie było ogromne i choć była tu kolejny już raz, to nadal zadziwiało ją swoim rozmiarem. Odwróciła się i niespodziewanie zderzyła się ze Svenem Kramerem. Tylko jego refleks uchronił ją przed upadkiem. Roześmiał się i postawił ją bezpiecznie na ziemi. Spuściła wzrok i cichutko podziękowała mu, w duchu wyrzucając sobie nieostrożność. Odeszła od niego w kierunku trenera. Szybko zatrzymała się jednak, czując, jak ktoś obejmuje ja od tyłu.
- Laleczko z saskiej porcelany, gdzie znów się wybierasz? - usłyszała tuż przy uchu. Verweij potrafił ją zaskoczyć w każdej chwili, bez większych skrupułów, nie mając nawet na uwadze tego, ze jest płochliwa.
- Och, Verweij - westchnęła z lekka teatralnie - Tam, gdzie ty też powinieneś. Za 10 minut mamy odprawę.
   Uniósł brwi z przekornym uśmiechem. Prychnęła cichutko. Podniosła wzrok i dopiero wtedy zauważyła machając do niej Ireen. Zaśmiała się i odmachała jej.
   Koen zobaczył w jej oczach iskierki szczęścia, jakich chyba u niej dotychczas nie widział i poczuwał się do tego, że on też przyczynił się do lepszego stanu Nadii. I chciał, by jeszcze większa w tym była jego zasługa, ale na razie ostrożnie podchodził do niej i dbał, by zbytnio się nie narzucać.
    Lubił ją. Lubił ją roześmianą - taką najbardziej, bo tak ślicznie umiała się cieszyć, kiedy spuszczała głowę i rumieniła się, albo pokazywała, żeby nie drążyć tematu, i nawet wtedy, gdy bojaźliwie go odtrącała.
   Lubił ją. Tak bardzo, bardzo ją lubił.
***
     Słońce zaszło już jakiś czas temu i okolicę pokryła nikła szarówka. Szum na ulicach ucichł, drogi powoli pustoszały, Berlin szykował się do snu. Mimo tego, że przez cały dzień świeciło słońce, wieczór nie był ciepły i Nadię ogarniał przejmujący chłód. Cienka bluza nie chroniła jej przed ostrym, wciąż wiosennym powietrzem. Otuliła się nią szczelniej i mocniej chwyciła rączkę walizki. Od domniemanego hotelu dzieliło ich kilkanaście, może kilkadziesiąt kilometrów. Ale miała już dosyć całego dnia i nawet ten fakt potęgował w niej frustrację. Okropnie mącząca, kilkugodzinna podróż zabrała jej resztki sił, które zostały jej po bezsennej nocy. I nawet w obecnej chwili mogła stawiać dolary przeciwko orzechom, że czekają ich jakieś niezgodności w recepcji.
     Zgadła, choć drobne nieporozumienie udało się szybko załagodzić. Zaś sama z lekkim wahaniem skierowała się do przydzielonego im pokoju. Na nikim nie zrobiło to wrażenia, że ona i Wust miały jeden pokój. Raczej wszystkim było to wysoce obojętne. Ona jednak podchodziła do tego z dystansem, niezrozumiałym oporem. Myślała, ze zakwaterują ją w jednoosobowym pokoju, a nie z Ireen. Czuła się trochę dziwnie. Ostatnio miała wrażenie, ze wszystko wokół niej dzieje się trochę za szybko, i że niektóre decyzje są podejmowane nie zawsze z jej zgodą i świadomością.
Westchnęła ciężko i nacisnęła klamkę do pokoju. Był ładny, zadbany i w jasnych, spokojnych barwach. W końcu porzuciła dziwne wątpliwości, zmęczenie wzięło górę nad rozsądkiem. Po szybkim prysznicu rzuciła się na łóżko i niemal natychmiast zasnęła w spokojny sen bez snów.
       Ireen zgasiła światło. Zapanował półmrok, rozświetlany jedynie przez uliczne latarnie, a także przez nikłą poświatę księżyca. Odgarnęła z twarzy kilka kosmyków włosów. Podeszła bliżej łóżka Nadii i bardzo ostrożnie usiadła na jego brzeżku. Wyglądała jak pokorne, zupełnie niewinne dziecko. Rozczulił ją widok tak zupełnie bezbronnej Rosjanki, o wyjątkowo delikatnej urodzie. Ogarnęło ją przedziwne uczucie, takie, jakiego nie czuła od dawna. Ale było ona słodkie i jakby w pewien sposób zakazane, znała je - i to nawet dobrze, ale nie potrafiła go nazwać.
Leciutko pogładziła kciukiem jej policzek. To był tylko impuls. Zamknęła oczy. Myślami powróciła do wspomnień sprzed kilku lat.
Kurtyna niedopowiedzeń opadła, a w Berlinie zaczął wiać wiatr zmian.
***
      Poranek było dużo trudniejszy, niż się spodziewała. Wcześniejsza o godzinę pobudka odbijała się na humorach wszystkich. Byli jakby przygnębieni i milczący. 
Wust prezentowała się na ich tle jeszcze smutniej i nikt nie miał pojęcia, dlaczego. Sama zainteresowana też nie wiedziała.
Po prostu miała zły dzień.
    Za to Koen wiedział, że Ireen zdecydowanie zbyt często ma złe dni. Musiał z nią porozmawiać, sprawa była niezrozumiała, a on chciał jej pomóc. W końcu był jej przyjacielem.
  Jedynie Nadia wykazywała jakikolwiek entuzjazm w podchodzeniu do wyznaczonych zadań. Bardziej doświadczeni członkowie grupy uśmiechali się pobłażliwie na widok Rosjanki dopytującej się o większość szczegółów. Trener tylko kiwał głową i cierpliwie odpowiadał na pytania z nadzieją, że jej gorliwość przyniesie w przyszłości efekty.
      Była promyczkiem całej grupy, jakimś rozweselaczem, choć wcale tego tak nie czuła. A nie wiedzieli, że promyczek miał swoje tajemnice i wcale nie łatwo w życiu.
Niewielu znał jej prawdziwe oblicze - czyste, szczere, słowiańskie. Dla nich musiała zachowywać pozory i naruszać własne przekonania w imię ich liberalnych poglądów. I tylko wybrani widzieli prawdziwą Nadię - niewinną, delikatną istotę, zbyt słabą, by egzystować jako samodzielna jednostka, wymagającą silnego oparcia.
________________________________________________
Przedstawienie zacząć czas.
Trzymajcie się.

2 komentarze:

  1. Moja teoria z Ireen zaczyna nabierać rąk i nóg. To nie jest tylko przyjaźń. Jej zachowanie wyraźnie na to wskazuje. I coś czuję, że ten wątek się mocno rozwinie. Obawiam się, że na psychice Nadii też się różne rzeczy odbiją. Jest krucha.
    Atmosfera tego opowiadania jest specyficzna. Taka... Twoja. A ja to uwielbiam.
    buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że uważamy tak samo z asik co do Ireen i jej nietypowego, ostatnimi czasy, zachowania wobec młodej Rosjanki. Czuję, że będzie niezła afera, jeśli wszystko wyjdzie na jaw...

    OdpowiedzUsuń