niedziela, 13 kwietnia 2014

PROLOG

***
"Spytałam pielęgniarkę o płeć dziecka.
Powiedziała: 'dziewczynka'.
A ja zaszlochałam: 'Cieszę się,
że dziewczynka. Oby głupiutka. To najlepsze
wyjście dla dziewczyny. Być piękną głuptaską'." - Wielki Gatsby

***
      Lodowaty, porywisty wiatr, zaciągający od strony morza bezlitośnie targał długie włosy skulonej dziewczyny, niespiesznie idącej brzegiem plaży. Zapewne większość ludzi uznałoby ją za głupią, gdyż nikt normalny w tak niesprzyjającą pogodę nie spacerowałby po plaży, na boso po mokrym piasku, a już na pewno nie nie pozwoliłby, aby lodowata woda dosięgła jego stóp.
Ale był w tym maleńki problem.
Nadieżdę nawet w najmniejszym stopniu nie obchodziło, co pomyślą sobie o niej inni. Mogą nawet wcale o niej nie myśleć. Było jej to wysoce obojętne. Holandia to taki tolerancyjny kraj.
Prychnęła z pogardą, kiedy woda po raz kolejny obmyła jej stopy. W Soczi pewnie nie padało i było o wiele cieplej niż nad tym holenderskim wybrzeżem. W Soczi byli jej rodzice i przyjaciele, i dzieciaki z osiedla, które tak bardzo lubiła. Przecież to dla Rosji, dla Mateczki Rosji miała jeździć na zawody i przynosić radość i chwałę swoimi dobrymi występami. Choć nie była Julią Lipnicką ani Adieliną Sotnikową, nie była ulubienicą władz, to przecież miała o co walczyć.
    Zostawiła za sobą rodzinny dom, rodziców, Lenę, swój dotychczasowy klub sportowy, Maksyma i przede wszystkim Alka. Aleczka, Alusia, który w Soczi był jej największym, najukochańszym przyjacielem, a który w jeden chwili postawił całą jej karierę pod znakiem zapytania. Był główną przyczyną całego obecnego zawirowania w jej życiu. Swoim skokiem zabrał światło z jej życia, którym niewątpliwie był.
Nie miała prawa sądzić, że to przez nią. Przecież i tak poświęcała mu sporo czasu, mimo bardzo napiętego grafiku dnia. Tak jej to wmawiali. A ona powolutku zaczynała w to wierzyć, usilnie mając nadzieję, że kiedy rzucał się w dół, nie miał do niej pretensji o cokolwiek.
    Upadła nisko. Na kolana. Była zupełnie bezradna. I wtedy oficjalnie podpisali kontrakt z jedną z grup w Holandii, która zrzeszała najlepszych panczenistów. Nie mieli wyboru. Zadecydowali za nią, by wyrwać ją w porę z pochłaniającej ją depresji i beznadziei. Chcieli ją ratować.
Głęboka rana w sercu Nadii powoli się zabliźniała.
    Nie chciała wracać do smutnego, pustego mieszkania, być może do Sannie, pani psycholog, córki brata jej mamy. Miała pomóc wrócić jej do normalności, choć dla Nadieżdy już było normalnie. Ale zgodziła się, dla świętego spokoju, którego ostatnio nie miała prawie wcale. 
Niderlandy.
_________________________________________________
No więc... zaczynamy. Trzymajcie kciuki, żeby to się udało.
Pozdrawiam.
Aha, i jeszcze coś. Jako że mam ambitny plan się nie używania komputera do niedzieli, to już chcę Wam życzyć zdrowych, pełnych uśmiechu i radości świąt Wielkanocy. I dużo ciepełka. ;)