środa, 14 maja 2014

ROZDZIAŁ DRUGI

      W zasadzie, miała chyba najlepszy czas na przyjście do zespołu. Zaraz po zakończeniu sezonu, z perspektywą dosyć długiego czasu na aklimatyzację i przystosowania się do nowych zwyczajów. Zaskoczyło ją to,  w jaki sposób przyjęli ją panczeniści i sztab szkoleniowy. Obchodzili się z nią wyjątkowo ostrożnie, ale starali się być wzorami i wyjątkowo przyjazną grupą. Traktowali ją jak niezwykle cenny eksponat w muzeum, jak nadzwyczajny talent prawie - holenderskich panczenów, na który trzeba chuchać i dmuchać, by dalej mógł się rozwijać. A skutek był odwrotny od zamierzonego - podchodziła do nich z dodatkową podejrzliwością i nieufnością, a w żadnym wypadku nie czułą się bardziej holenderska.
   Jedynym wyjątkiem była Ireen orz Koen, który mimo dziwnego początku ich znajomości okazał się być całkiem miłym człowiekiem. Lecz było coś, co niezrozumiale działało na Nadię, fascynowało i trzymało na dystans jednocześnie. Nie umiała tego uczucia określić, nazwać.
Jego oczy.
Lodowato błękitne, nieraz jak chmurne niebo, ale mimo wszystko zachwycające. Przyciągały jej uwagę niejednokrotnie, może dlatego, że w oczach ludzi często doszukiwała się prawdy. Zupełnie inne niż ciepłe, czekoladowe tęczówki Maksyma, zawsze patrzące na nią z niewypowiedzianą troską, szczególnie w ostatnich miesiącach.
I całkiem nie podobne do również błękitnych, wesołych oczu Aleksieja. To w nich potrafiła odnaleźć samą siebie, w nich była istotą idealną.
      Verweij patrzył na nią tak, jak chyba nikt jeszcze się nie odważył spojrzeć, i uśmiechał się w taki sposób, w jaki nie uśmiechali się do niej. Widział w jej osobie niewinną kobietę, a nie dziecko czy nastolatkę. Była już prawie pełnoletnia i nieznośnie go intrygowała.
Ale z każdym dniem rozczulała go coraz bardziej. Mimo to nie była słodką idiotką ani też zwykłą dziewczyną, była jakby zawieszona gdzieś pomiędzy. I nieraz dziwił go strach, jaki widywał w jej oczach, tak jakby bała się jego samego i jego zamiarów.
 Zdecydowanie często zajmowała jego myśli. Chciał poznać choć niewielką część jej historii, przeszłości. Dojrzeć rąbka tajemnicy, jaką bez wątpienia była.
     Nawet nie zauważył, że ona sama, niepozorna, drobniutka Rosjanka zapełniła przykrą pustkę po Lynn. Kontakt z byłą - mógł to prawie oficjalnie powiedzieć - dziewczyną urwał się i od czasu przedświątecznej kłótni nie rozmawiali ze sobą prawie wcale.
***
    Cieszyła się, że osiemnaste urodziny będzie mogła spędzić w domu, a nie na żadnym zgrupowaniu. Brakowało jej jedynie rodziny i Maksyma.
Westchnęła głośno. Tęsknota za bliskimi naprawdę ujmowała jej sił. Jednak wtedy, w dzień urodzin, nie chciała się tym przejmować.
Odebrała dużo życzeń drogą elektroniczną. Wcale o niej nie zapomnieli. Było jej miło z tego powodu.
Całą radość mąciło jej to, że od kilku dni nie odzywał się Maksym. Nie przypomniała sobie, by mogła go czymś urazić w ich ostatniej rozmowie, za co mógłby się na nią obrazić. Ostatecznie stwierdziła, że akurat tera nie musi się tym przejmować. Poza tym  - z pewnością nie miał zbyt wiele wolnego czasu, zważając na jego obowiązki.
Potwierdzenie jej tezy przyszło szybciej, niż się spodziewała.
     Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, spodziewała się Sannie. A ujrzała najbliższą sąsiadkę z białą kopertą w dłoni.
- Wczoraj dał mi ją listonosz,bo ciebie nie było w domu. Podobno ważne, więc czytaj. Priorytet - powiedziała z serdecznym uśmiechem.
- Dziękuję - odpowiedziała Nadia, leciutko kiwając głową na znak, że rozumie. Zapomniała w narodowym zwyczaju ugościć dziewczynę, odkąd tylko zobaczyła rosyjskie stemple na kopercie. Serce podeszło jej do gardła. Gdy zamknęła za sąsiadką drzwi, zaczęła pospiesznie rozrywać papier.
Wtedy okazało się, że panika wcale nie była jej potrzebna. Drobno zapisane zdania dokładną cyrylicą wywołały u niej szczerą, zupełnie dziecinną radość. Maksym wcale nie zapomniał, jedynie postarał się być oryginalnym. W długim liście zawarł życzenia zaczynające się od słów ljubow moja, oraz dokładny opis mijających tygodni od czasu jej wyjazdu. Brakowało jej chwil spędzonych z dzieciakami z osiedla, całej soczijskiej atmosfery. A najbardziej tęskniła za rozmową z rodzicami i ciepłymi ramionami najlepszego przyjaciela. Tak, Maksym był wspaniałym przyjacielem.
***
    Resztę urodzinowego dnia spędziła we względnej samotności, od której zdążyła się przyzwyczaić. Jedynie Sannie zajrzała do niej na chwilę z życzeniami i drobiazgiem na urodziny. Nadia zauważyła, ze kuzynka przestała ją irytować, aż każdą wizytą czuła do niej większą sympatię. Nie z racji jej zawodu, ale z czysto pozytywnego podejścia do życia. 
     Wieczór był ciepły i spokojny. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a Nadia już raczej nie spodziewała się żadnych gości, więc tym bardziej była zaskoczona, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Niepewnie je otworzyła, a zdziwiła się jeszcze bardziej. Ujrzała roześmianą Ireen, z pudełkiem lodów w dłoni.
- Nie mogę przecież pozwolić, żebyś w tak samotny sposób spędziła urodziny - oznajmiła. Nadii takie wytłumaczenie zupełnie wystarczyło. Wpuściła ją do środka z coraz większy uśmiechem na ustach.
    Cały wieczór spędziły na oglądaniu filmu i podjadaniu słodyczy. Zaśmiewały się do łez i wzruszały na zmianę, a Ireen po dłuższym czasie stwierdziła, że Nadia jest świetną towarzyszką. Przez pewien czas brakowało jej kogoś takiego, z kim mogłaby spędzić czas w podobny sposób. Co prawda Verweij był jej przyjacielem, ale nawet  i on w niektórych sprawach nie mógł zastąpić jej kompanki, zwykłej przyjaciółki.
     Nadia odruchowo przetarła szczypiące oczy. powieki ciążyły jej coraz bardziej. Było wpół do pierwszej i choć zwykle o tej porze wcale nie chciało jej się tak bardzo spać, ale wspominając pobudkę o 5.40 to miała coś na kształt wytłumaczenia. Ireen szybko zauważyła, jak dziewczyna przegrywa walkę z niewyspaniem.
- Będę się zbierać - oznajmiła. - Chyba masz już dość dzisiejszego dnia, prawda?
Nadia uśmiechnęła się przepraszająco.
- Jestem trochę zmęczona - przyznała.
- Trochę - zaśmiała się Ireen.  - Jeszcze raz - wszystkiego najlepszego i dobranoc - powiedziała i przytuliła ją.
- Dziękuję - szepnęła Nadieżda. Odsunęła się od Holenderki. Odprowadziła ją do drzwi.
     Miała naprawdę piękne oczy. Idealnie niebieskie, chmurnie błękitne. Pełne nadziei - oczy, które wiele łez wypłakały. Najpiękniejsze.
____________________________________________________
No i jest drugi rozdział. Akcja powolutku się rozkręca i muszę przy tym zaznaczyć, że to nie będzie długie opowiadanie. 
I co, macie jakieś domysły? ;)
Trzymajcie się.

3 komentarze:

  1. Pięknie :)
    Jak zawsze zresztą. U Ciebie to standard.
    Oczy to jest jednak istotna sprawa. Zdecydowanie. Nie pierwszy raz się ta teza broni.
    A ten cały Maksym to chyba jakiś BARDZO dobry przyjaciel, co? Najlepszy. A może ciut więcej niż przyjaciel, hmm? Tak, wiem, doszukuję się Bóg wie czego. No wybacz, tak już mam.
    A kwestię Ireen jeszcze tymczasowo przemilczę ;P
    buźka :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Mega !!! Masz ciekawy styl pisania, dlatego tekst czyta się bardzo przyjemnie. Fabuła kreuje się na bardzo interesującą. Nadia wydaje się być młodą, ale poukładaną dziewczyną. Dobrze, że w Ireen znalazła bratnią duszę ! Pierwsze spotkanie z Koenem nie należało do przyjaznych, dlatego cieszę się, że ich kontakty jakoś się układają. Co do osoby Maksyma mam różne odczucia. Niby jest bardz dobrym przyjacielem, ale... może przemilcze moją kwestię w tej sprawie. ... Pozdrawiam cieplutko !! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Według mnie Maksym może być - bądź był dla niej - kimś więcej niż tylko przyjacielem, hmm? A Ireen... Ireen na razie zostawmy w spokoju :P

    OdpowiedzUsuń