niedziela, 25 maja 2014

ROZDZIAŁ TRZECI

      Koen z trudem dopiął walizkę ze swoimi rzeczami. Obrzucił spojrzeniem cały pokój sprawdzając, czy wszystko spakował. Nie cierpiał tego robić, ale wizja wakacji na Ibizie w jakiejś części mu to wynagradzała.
- Baw się dobrze - usłyszał. No tak. Zapomniał, że Ireen też tam była. Zdziwiła go gorycz i złość w tych słowach. Ostatnio nie mógł pojąć, dlaczego Wust zrobiła się taka złośliwa. Nigdy taka nie była. Nawet wtedy, gdy miała gorszy czas w życiu, nie przestawała być optymistką. Coś ewidentnie było nie tak.
- O co ci chodzi? - zapytał. Spuściła głowę i mruknęła coś niezrozumiałego. Usiadł obok niej.
- O nic - burknęła. Prychnął pogardliwie. Nie lubił takich gierek w zgadywanki, kiedy nie miał pojęcia, co wymyśliła Ireen. A w chwili obecnej naprawdę nie wiedział, jaki ma problem. Chciał tylko pomóc.
- Okej - rzucił niedbale. - Ale jak się zdecydujesz przestać udawać obrażoną nie wiadomo za co, to powiedz.
    Nastała cisza. Zupełnie nieznośna. Zerkał na nią i wiedział, że zastanawia się, co mu powiedzieć.
- Widocznie coś ze mną jest nie tak.
    Zaskoczyła go. Spodziewał się wielu tłumaczeń, powodu, ale nie tak niezrozumiałego stwierdzenia. Chyba nigdy tak nie uważała. Nie znał powodów, przez które mogłaby dojść do takiego wniosku.
- Co? - zapytał więc z nadzieją, że dowie się czegoś więcej.
- Wszystko.
     Uniósł wysoko brwi. Nie wiedział, co jej odpowiedzieć. Wypuścił ze świstem powietrze z płuc i objął ją ramieniem. Dziwne, jak starsza od niego Ireen szybko potrafiła stać się bezradną dziewczyną. Gładził ją ostrożnie po włosach i czekał, aż uspokoi się na tyle, by zadać jej kolejne pytanie.
Gdzie był jej chłopak, kiedy naprawdę go potrzebowała? Wolał o niego nie pytać, bo to mogłoby ją jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi.
Pewnie ta cisza trwałaby dłużej, zanim którekolwiek zdecydowałoby się ją przerwać, gdyby nie kilkukrotne, nieśmiałe pukanie do drzwi. Już w pierwszej chwili wiedział, kto to. Tylko Nadia mogła tak zapukać, swoją drobną dłonią.
- Chodź, Nadia, nie czaj się - zawołał. Po chwili w drzwiach pojawiła się zarumieniona Rosjanka.
    Odkąd widział ją ostatni raz, wyraźnie wyładniała. Choć nie wiedział, czy to było dobre określenie. Lepszym było rozkwitła, i tego wolał się trzymać.
Nie przypominała już przerażonej istoty z nieludzkim obłędem w oczach. Wciąż nie mógł wyzbyć się z pamięci widoku Nadieżdy dwa lub trzy dni po przyjeździe do Holandii i nadal wywoływał u niego nieprzyjemny dreszcz, biegnący wzdłuż pleców. Miał wtedy niejasne przeczucie, że ona przyjechała tu z wątpliwą ilością własnej woli w zamiarze.
      Zmieniła się. Ożyła. Coraz częściej widywał ją uśmiechniętą, wyprostowaną. Pewną siebie i tego, po co podpisała kontrakt z grupą. Tylko czasami widział smutek w jej oczach, jak jego ciężar przybija ją nisko. Być może nie powinien, ale był ciekaw, chciał poznać tą tajemnicę, z nadzieją, ze to pomogłoby heh, że mógłby zdjąć tą troskę. Tak, by nie musiała się martwić, tylko żeby się uśmiechała. Lubił patrzeć, jak uczy się ich zwyczajów, jak cieszy się z drobnych sukcesów. A szczególna przyjemność sprawiał mu to, ze spogląda na niego, odwzajemnia nieśmiało uśmiechy.
Wyglądała na o wiele bardziej radośniejszą niż na początku. Ale wierzył, ze jeszcze przyjdzie taki dzień, że świat ujrzy prawdziwą Nadię, piękną dziewczynę, przeznaczoną dla chwały.
- Tylko nie zapomnij posmarować się kremikiem, żebyś się zbyt mocno nie opalił - powiedziała przekornie. Ireen zachichotała cichutko i dopiero wtedy zauważył, jak diametralnie zmienił się jej humor. Ryzykował stwierdzenie, że to dzięki Rosjance i nawet się ucieszył. Widać było, że miały na siebie dobry wpływ.
- Dobrze, dobrze, o to nie musisz się martwić - mruknął. Fakt, musiał uważać na czas opalania, ale ona też miała jasną karnację. Choć opalała się zdecydowanie lepiej od niego.
- I nie zapomnij, że trzy dni po twoim powrocie zaczynamy zgrupowanie w Berlinie - Ireen znacząco popatrzyła na niego. Oczywiście, że o tym zapomniał. Pokiwał głową. Postara się o tym pamiętać.
Zerknął przelotem na Ireen i Nadię, które już siedziały obok siebie i o czymś dyskutowały. Widział, jaku Wust patrzy na nią i stwierdził, że chyba dwie zagubione dusze wreszcie się odnalazły.
***
       Czas bez Verweija mimo wszystko minął im nad wyraz szybko. Nawet nie spostrzegły, a już do powrotu Holendra zostały dwa krótkie dni. Nikt je o to nie posądzał, ale zaprzyjaźniły się do tego stopnia, że zaczęto nazywać je papużkami nierozłączkami.
Powoli odsłaniały przed sobą kolejne tajemnice. Nadia przyzwyczaiła się do przeszłości Ireen, choć nie złagodziło to obyczajów, na których została wychowana.
Ale jedną, jedyną tajemnicę trzymała dla siebie. 
Aluś. Mimo wszystko, mimo tego, że były przyjaciółkami, nie chciała o nim opowiadać; to wciąż bolało. Wciąż pamiętała  jego śliczne, wesołe błękitne oczy, ostrożne pocałunki w czoło i wielką tęsknotę za jego żelaznym uściskiem, głosem i całym ciepłem, jakie jej dawał.
Później był Maksym. I tylko oni wiedzieli, ile godzi spędziła w jego ramionach, kiedy kołysał ją do snu, bo leki przestawały działać; ile łez razem wypłakali, kiedy i on stał na granicy rozpaczy, zupełnie bezradny, ile nocy nie przespał, bo pilnował jej, żeby sama nie próbowała targnąć się na swoje życie. I tylko ona wiedziała, ile gorzkich słów chciał jej nieraz powiedzieć, kiedy nie dawał sobie rady, a jednak zatrzymywał je dla siebie. Zbyt długo był tym drugim, by nagle stać się całym oparciem dla niej. Nie potrafił udźwignąć obowiązków bycia tym pierwszym, którym przecież zawsze chciał być.
Ale on też miał jedną skazę na wizerunku idealnego przyjaciela.
Służba wojskowa.
     Był przy niej tyle, ile pozwoliła mu przepustka, a później musiał wrócić. Zostawił ją samą do walki z rzeczywistością. Musiała spróbować się podnieść, jakkolwiek dużo by ją kosztowało. Przecież miała dla kogo. 
Ale teraz ona była daleko, daleko do domu i dzieliło ich tysiące kilometrów. W Holandii uczyła się nowego życia, nadziei. Znalazła oparcie w pozornie obcych ludziach.
________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero teraz, ale wczoraj nie wystarczyło mi czasu. I mistrzostwo Legii, i wygrana Juana w VoP, i finał Ligi Mistrzów... dużo atrakcji ;) A Wasze wrażenia?
Trzymajcie się.

środa, 14 maja 2014

ROZDZIAŁ DRUGI

      W zasadzie, miała chyba najlepszy czas na przyjście do zespołu. Zaraz po zakończeniu sezonu, z perspektywą dosyć długiego czasu na aklimatyzację i przystosowania się do nowych zwyczajów. Zaskoczyło ją to,  w jaki sposób przyjęli ją panczeniści i sztab szkoleniowy. Obchodzili się z nią wyjątkowo ostrożnie, ale starali się być wzorami i wyjątkowo przyjazną grupą. Traktowali ją jak niezwykle cenny eksponat w muzeum, jak nadzwyczajny talent prawie - holenderskich panczenów, na który trzeba chuchać i dmuchać, by dalej mógł się rozwijać. A skutek był odwrotny od zamierzonego - podchodziła do nich z dodatkową podejrzliwością i nieufnością, a w żadnym wypadku nie czułą się bardziej holenderska.
   Jedynym wyjątkiem była Ireen orz Koen, który mimo dziwnego początku ich znajomości okazał się być całkiem miłym człowiekiem. Lecz było coś, co niezrozumiale działało na Nadię, fascynowało i trzymało na dystans jednocześnie. Nie umiała tego uczucia określić, nazwać.
Jego oczy.
Lodowato błękitne, nieraz jak chmurne niebo, ale mimo wszystko zachwycające. Przyciągały jej uwagę niejednokrotnie, może dlatego, że w oczach ludzi często doszukiwała się prawdy. Zupełnie inne niż ciepłe, czekoladowe tęczówki Maksyma, zawsze patrzące na nią z niewypowiedzianą troską, szczególnie w ostatnich miesiącach.
I całkiem nie podobne do również błękitnych, wesołych oczu Aleksieja. To w nich potrafiła odnaleźć samą siebie, w nich była istotą idealną.
      Verweij patrzył na nią tak, jak chyba nikt jeszcze się nie odważył spojrzeć, i uśmiechał się w taki sposób, w jaki nie uśmiechali się do niej. Widział w jej osobie niewinną kobietę, a nie dziecko czy nastolatkę. Była już prawie pełnoletnia i nieznośnie go intrygowała.
Ale z każdym dniem rozczulała go coraz bardziej. Mimo to nie była słodką idiotką ani też zwykłą dziewczyną, była jakby zawieszona gdzieś pomiędzy. I nieraz dziwił go strach, jaki widywał w jej oczach, tak jakby bała się jego samego i jego zamiarów.
 Zdecydowanie często zajmowała jego myśli. Chciał poznać choć niewielką część jej historii, przeszłości. Dojrzeć rąbka tajemnicy, jaką bez wątpienia była.
     Nawet nie zauważył, że ona sama, niepozorna, drobniutka Rosjanka zapełniła przykrą pustkę po Lynn. Kontakt z byłą - mógł to prawie oficjalnie powiedzieć - dziewczyną urwał się i od czasu przedświątecznej kłótni nie rozmawiali ze sobą prawie wcale.
***
    Cieszyła się, że osiemnaste urodziny będzie mogła spędzić w domu, a nie na żadnym zgrupowaniu. Brakowało jej jedynie rodziny i Maksyma.
Westchnęła głośno. Tęsknota za bliskimi naprawdę ujmowała jej sił. Jednak wtedy, w dzień urodzin, nie chciała się tym przejmować.
Odebrała dużo życzeń drogą elektroniczną. Wcale o niej nie zapomnieli. Było jej miło z tego powodu.
Całą radość mąciło jej to, że od kilku dni nie odzywał się Maksym. Nie przypomniała sobie, by mogła go czymś urazić w ich ostatniej rozmowie, za co mógłby się na nią obrazić. Ostatecznie stwierdziła, że akurat tera nie musi się tym przejmować. Poza tym  - z pewnością nie miał zbyt wiele wolnego czasu, zważając na jego obowiązki.
Potwierdzenie jej tezy przyszło szybciej, niż się spodziewała.
     Kiedy usłyszała dzwonek do drzwi, spodziewała się Sannie. A ujrzała najbliższą sąsiadkę z białą kopertą w dłoni.
- Wczoraj dał mi ją listonosz,bo ciebie nie było w domu. Podobno ważne, więc czytaj. Priorytet - powiedziała z serdecznym uśmiechem.
- Dziękuję - odpowiedziała Nadia, leciutko kiwając głową na znak, że rozumie. Zapomniała w narodowym zwyczaju ugościć dziewczynę, odkąd tylko zobaczyła rosyjskie stemple na kopercie. Serce podeszło jej do gardła. Gdy zamknęła za sąsiadką drzwi, zaczęła pospiesznie rozrywać papier.
Wtedy okazało się, że panika wcale nie była jej potrzebna. Drobno zapisane zdania dokładną cyrylicą wywołały u niej szczerą, zupełnie dziecinną radość. Maksym wcale nie zapomniał, jedynie postarał się być oryginalnym. W długim liście zawarł życzenia zaczynające się od słów ljubow moja, oraz dokładny opis mijających tygodni od czasu jej wyjazdu. Brakowało jej chwil spędzonych z dzieciakami z osiedla, całej soczijskiej atmosfery. A najbardziej tęskniła za rozmową z rodzicami i ciepłymi ramionami najlepszego przyjaciela. Tak, Maksym był wspaniałym przyjacielem.
***
    Resztę urodzinowego dnia spędziła we względnej samotności, od której zdążyła się przyzwyczaić. Jedynie Sannie zajrzała do niej na chwilę z życzeniami i drobiazgiem na urodziny. Nadia zauważyła, ze kuzynka przestała ją irytować, aż każdą wizytą czuła do niej większą sympatię. Nie z racji jej zawodu, ale z czysto pozytywnego podejścia do życia. 
     Wieczór był ciepły i spokojny. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, a Nadia już raczej nie spodziewała się żadnych gości, więc tym bardziej była zaskoczona, kiedy usłyszała dzwonek do drzwi. Niepewnie je otworzyła, a zdziwiła się jeszcze bardziej. Ujrzała roześmianą Ireen, z pudełkiem lodów w dłoni.
- Nie mogę przecież pozwolić, żebyś w tak samotny sposób spędziła urodziny - oznajmiła. Nadii takie wytłumaczenie zupełnie wystarczyło. Wpuściła ją do środka z coraz większy uśmiechem na ustach.
    Cały wieczór spędziły na oglądaniu filmu i podjadaniu słodyczy. Zaśmiewały się do łez i wzruszały na zmianę, a Ireen po dłuższym czasie stwierdziła, że Nadia jest świetną towarzyszką. Przez pewien czas brakowało jej kogoś takiego, z kim mogłaby spędzić czas w podobny sposób. Co prawda Verweij był jej przyjacielem, ale nawet  i on w niektórych sprawach nie mógł zastąpić jej kompanki, zwykłej przyjaciółki.
     Nadia odruchowo przetarła szczypiące oczy. powieki ciążyły jej coraz bardziej. Było wpół do pierwszej i choć zwykle o tej porze wcale nie chciało jej się tak bardzo spać, ale wspominając pobudkę o 5.40 to miała coś na kształt wytłumaczenia. Ireen szybko zauważyła, jak dziewczyna przegrywa walkę z niewyspaniem.
- Będę się zbierać - oznajmiła. - Chyba masz już dość dzisiejszego dnia, prawda?
Nadia uśmiechnęła się przepraszająco.
- Jestem trochę zmęczona - przyznała.
- Trochę - zaśmiała się Ireen.  - Jeszcze raz - wszystkiego najlepszego i dobranoc - powiedziała i przytuliła ją.
- Dziękuję - szepnęła Nadieżda. Odsunęła się od Holenderki. Odprowadziła ją do drzwi.
     Miała naprawdę piękne oczy. Idealnie niebieskie, chmurnie błękitne. Pełne nadziei - oczy, które wiele łez wypłakały. Najpiękniejsze.
____________________________________________________
No i jest drugi rozdział. Akcja powolutku się rozkręca i muszę przy tym zaznaczyć, że to nie będzie długie opowiadanie. 
I co, macie jakieś domysły? ;)
Trzymajcie się.

czwartek, 8 maja 2014

ROZDZIAŁ PIERWSZY

         Tę Wielkanoc wyobrażał sobie zupełnie inaczej. Mieli spędzić wolny czas razem, a nawet chciał przedstawić ją rodzinie. Miał wiele planów. Rysował ich przyszłość spokojnie, jasnymi kolorami... aż przyszły Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Nie miał pojęcia, co się wtedy, w czarnomorskim mieście, stało. Rozmowy z siostrą niewiele mu pomogły. Coś się niewątpliwie zmieniło.
Czy to dlatego, że dużo czasu spędzał z Ireen? Nawet nie dopuszczał od siebie takiej możliwości. To były tylko chwile, kilka zdjęć w momentach radości ze zdobytych medali. Poza tym - Ireen miała już chłopaka. A wcześniej dziewczynę, ale to nie grało w zasadzie roli. Nie chciał ani myśleć o tym, że czas spędzony z przyjaciółką mógłby wpłynąć niekorzystnie na jego związek.
A jednak wpłynął.
         Już wiedział, że przegrał całą sprawę. Lynn oświadczyła mu po ich ostatniej kłótni, że Święta spędzi u rodziców, a nie u niego. Przegrał. To z góry zakładało, że skończyła z nim. Ich związek, choć kilkuletni, nie przetrwał rosyjskiej próby.
Chyba nie powinien się przejmować. Niedawna awantura nie była jego winą, a przynajmniej tak mu się wydawało. To ona zarzuciła mu brak zrozumienia i opieki.
Nie miał czasu. Przecież mijał sezon olimpijski.
A skończyło się na jego ciągłych wyjazdach.
Jest sportowcem. Musi wyjeżdżać.
Kochał ją. Ale ona sama już najprawdopodobniej wybrała. On musiał to przyjąć, nie miał ochoty na kolejną awanturę, nie miał siły, by walczyć.
Jego plany na nic się zdały. Zadzwonił do rodziców i uprzedził, że jednak nie pojawi się z dziewczyną. Pobył chwilę, złożył stosowne wyjaśnienie co do zaistniałej sytuacji i znów zaszył się w swoim domu.
Chyba nie tak czuje się zakochany człowiek po rozstaniu z drugą połówką. Chyba.
Ale czy on w ogóle w tym ich związku czuł się szczerze zakochany? Wolał o tym nie myśleć. Dochodził wtedy do różnych zaskakujących wniosków, a to nie było dobre rozwiązanie.
No i wylądował.
No i cały misterny plan...
      Przetarł dłońmi twarz. Świąteczne spotkanie grupy było ostatnią rzeczą, na którą miał w tamtej chwili ochotę. Ale czuł się zobowiązany i choć na chwilkę musiał się pokazać. Kółeczka wzajemnej adoracji z pewnością nie będą narzekać na brak tematów do rozmów po spotkaniu.
Wygładził koszulę, poprawił włosy. Spryskał się ostrożnie nowymi perfumami. Zabrał kurtkę i wyszedł z mieszkania, uprzednio je zamykając.
***
        Ludzi było całkiem sporo. Słowa zlewały się w bełkotliwy, wrzaskliwy potok i nie sposób było pozbierać swoich myśli. Nie pomagało jej to ani trochę. 
Czuła się za bardzo przytłoczona tym wszystkim. Wzdrygnęła się, słysząc kolejne wyświechtane formułki wielkanocnych życzeń. Nie chciała znać ich szczerości. Ona też musiała w tym brać udział.
W Rosji było inaczej. Lepiej. Szczerzej.
Miała ochotę się rozpłakać. Była sama, bezbronna, nieśmiała. Musiała spędzić Święta wśród obcych ludzi. Bilety do Soczi były drogie, nie było jej stać na powrót do domu i kolejny lot do Holandii.
      Ktoś trącił ją lekko i usłyszała blisko siebie urywek rozmowy. Czasami wolałaby ich nie rozumieć, ale rosyjsko - holenderskie pochodzenie zobowiązywało ją do znajomości języka kraju mamy.
Niderlandy.
Uniosła wzrok. Wysoki Holender patrzyła na nią dziwnie. Po dłuższej chwili niezręcznego zawieszenia wyciągnął ku niej rękę.
- Koen - rzucił nonszalancko. Niepewnie uścisnęła jego dłoń.
- Nadieżda.
    Nie wytrzymał, roześmiał się. Natychmiast cofnęła rękę. Spojrzała na niego, wyraźnie zaskoczona.
- Ślicznie śpiewasz, dziecinko - rzucił i odszedł w stronę swojego trenera; 
Niewiele brakowało, a wpadłaby w histerię. Przymknęła oczy, czując piekące łzy pod powiekami. Drgnęła, gdy ktoś niespodziewanie dotknął jej ramienia.
- Nie przejmuj się nim. On nie miał nic złego na myśli - powiedziała ciemnowłosa kobieta. - Ireen.
- Nadia - na twarzy Rosjanki pojawił się nikły, nieśmiały uśmiech.
 Ireen również się uśmiechnęła. Nadieżda zobaczyła w niej coś niesamowicie ciepłego i silnego, wielką multimedalistkę igrzysk olimpijskich. Wspaniałą kobietę... I być może coś niepokojącego, ale szybko wyrzuciła to z pamięci. 
W końcu odnalazła bratnią duszę.
_________________________________________________
Wróciłam! Przyznam, że nie był to łatwy powrót, ale nie mogłam tego opowiadania zostawić. I cóż... mogę tylko prosić, byście ze mną tutaj wytrwały.
Taka maleńka prośba - zajrzyjcie do bohaterów jeszcze raz - dodałam cytaty, bo nie miałam czasu tego ogarnąć wcześniej.
Pozdrawiam ;)